czwartek, 19 czerwca 2014

Nowa klasa - słuszne obawy?

Kiedy tylko się dowiedziałam, że dyrektorka dołączyła mnie na mat-geo wpadłam w furię. "Jak to możliwe, że mając wykaz moich ocen, dopisuje mnie do klasy z rozszerzoną matematyką?!". Nie jestem orłem, nigdy nie byłam. Wiedziałam, że to będzie bardzo ciężki rok szkolny.

W podstawówce i gimnazjum byłam gnębiona. Fizycznie i psychicznie. Moja poprzednia licealna klasa również nie była wobec mnie miła. Po wyjeździe integracyjnym w 2011r. o mało się nie zabiłam. Przez komentarze. Przez zieloną noc. Przez brak akceptacji. Skoro w klasie dwujęzycznej miałam tylko jedną przyjaciółkę, postanowiłam, że w tej klasie postaram się zdobyć akceptację wszystkich. Chciałam w końcu poczuć się potrzebna w klasie. Rozpoczęcie roku. Zamieszanie. Wchodzę spóźniona do sali. Siadam w ostatniej ławce pod oknem. Swojego wychowawce znałam, nie uczył mnie, ale wiedziałam jak się nazywa i czego naucza. Native speaker z niemieckiego, uczący tylko w klasach z rozszerzonym niemieckim (u nas mat-geo). Nam zmienili trochę profil. Mat-geo miała być dwujęzyczną z rosyjskim. Pomysł nie wypalił. Drugi rok z rzędu. Na tym profilu, oprócz matmy i geografii, jest też rozszerzony język obcy. Nas podzielili na rozszerzenie językowe niem/ros. Ja i chłopak z mojej klasy, który te nie zdał, trafiliśmy automatycznie na rosyjski. Znajomi nauczyciele. Mnie bardziej cisnęli z rosyjskiego. "Dwujęzyczni muszą trzymać poziom." No spoko. Sporo osób zmieniło klasę ze względu na ogromny wycisk na niemieckim. A ja przez wymagania na matematyce, polskim i rosyjskim zaczęłam unikać szkoły. Wychowawcy w ogóle nie interesowali się klasą. W końcu przez problemu zdrowotne poszli na dłuższe zwolnienia. Najpierw facet od niemca, potem moja babka od rosyjskiego. Ja zniechęcona przez nauczycieli zaczęłam popadać w depresję.

Równocześnie bywałam agresywna wobec innych ludzi. Kiedy kolega, który równo gnębił wszystkich i my jego, zrobił mi niewinny kawał na wf-ie. Wpadłam w złość. Prawie rzuciłam się na niego z pięściami. A żart polegał na zagwizdaniu mi gwizdkiem do ucha, przez co zepsułam serw. Reakcja nieadekwatna do sytuacji.
Potem zniknęłam ze szkoły na prawie miesiąc. Pokazywałam się sporadycznie. Głównie na próbach. Wtedy czułam tylko pustkę wewnętrzną. Nie polecam tego uczucia, jest okropne. :(

Rodzice przestali naciskać na frekwencję w szkole. Siedziałam wpatrzona w monitor. Nic produktywnego nie potrafiłam zrobić. Wmawiałam sobie, że klasa mnie nienawidzi. Byłam pewna, że mnie nie chcą.  

Wróciłam?

Po ponad roku nieobecności zdecydowałam się tu napisać. Przez ten czas sporo się w moim życiu zmieniło.
Ciężko mi powiedzieć czy pozytywnie. W każdym razie po wyróżnieniu na Festiwalu Teatralnym Młodych wystartowaliśmy z "Kandydem" na Masce. Wygraliśmy. Od tamtego czasu wystawiliśmy spektakl jeszcze cztery razy. Zebrał pozytywne opinie.

W międzyczasie byłam pierwszy raz na koncercie Farnej i zrujnowałam sobie życie. :)
Jak to rozumieć? Nie zdołam poprawić zagrożeń. Szczerze mówiąc w tamtej chwili fakt, że będę powtarzać klasę nie zrobił na mnie wrażenia. Chciałam tylko mieć święty spokój. Nie pojechałam na wakacje, nie dostałam nowego telefonu. Najlepsze Najgorsze w tym wszystkim jest to jakie miałam szczęście w dniu osiemnastych urodzin. Koncert Ewki Farnej w Szczecinie na Regatach. Koncert idola w tak WAŻNYM dniu jest jak szóstka w Totka! I nie pojechałam. Chyba z tydzień rozpaczałam z tego powodu. A osiemnastka? Zapomnijcie o wielkiej imprezie. Prezencik od sąsiadów, osiemnaście, wymuszonych, świeczek w serniku z truskawkami i szampan. Wszystko w gronie czterech osób. Po tym dniu nie chcę już świętować w jakikolwiek sposób swoich urodzin. Po prostu nie chcę. 

Pod koniec wakacji zdałam sobie sprawę z tego, że za kilka dni wejdę do sali, a tam będą siedzieć zupełnie obce osoby. Dwa lata młodsze ode mnie. Przeraziło mnie to. 

Załamałam się..