sobota, 19 lipca 2014

Koncert jako terapia.

Na Oberschlesien wpadłam na youtubie chyba na pod koniec wakacji zeszłego roku. Industrial metal z tekstami po śląsku. Urzekli mnie, uwielbiam ciężkie klimaty i jeszcze gwara śląska. ♥ Od razu wpadli mi w ucho. Przez pierwsze tygodnie września moi rodzice nauczyli się już ich odróżniać od innych zespołów. Docenili ich za pomysł z krzewieniem gwary. Jakoś tak pod koniec listopada dowiedziałam się o koncercie w Arkadach Kubickiego. Bez problemu kupiłam bilet na tydzień przed koncertem. Szczerze mówiąc ledwo się zorientowałam, a był piątek, 13-go czyli dzień koncertu.

Będąc w Arkadach "rozgrzałam się" drinkiem za 2 dychy. Koncert trwał jakieś dwie godziny. Były ze 3 bisy, mega rodzinna atmosfera. Szczere uśmiechy. Interakcja z publiką. Czysta muzyka, imponujące solówki. A potem o dziwo spędzili z 40 minut na rozmowie z fanami. Każdego poznałam, z każdym pogadałam.
Moje obawy wobec Marcela - perkusisty były błędne. Okazało się, że to przesympatyczny człowiek. Na trzy godziny zapomniałam o swoich problemach, byłam w innym świecie. Nikt mnie nie oceniał przez pryzmat szkoły i wyglądu. Przed koncertem poznałam czwórkę ludzi z fanklubu. Przyjechali ze Śląska, ale nie byli pewni jak wrócić. Od razu zaproponowałam im pomoc. Lubię pomagać zagubionym w Warszawie. :)

Na Gwiazdkę zamówiłam dla siebie ich debiutancką płytę. Moja rodzina nie rozumie dlaczego muzyka rockowa i metalowa jest tak lubiana przeze mnie. Ciężko też wytłumaczyć mojej babci, że zespoły, których słucham nie propagują satanizmu. Nie jestem satanistką. W sumie to sama nie wiem czy jestem katoliczką czy agnostykiem. Ale mniej o wyznaniu. To miała być notka o Obersach.

W lutym Marcel i Michał mieli nocny wywiad w radiu. Słuchałam i oniemiałam. "10 kwietnia - koncert w warszawskiej Proximie."  Znany mi klub. Tam zagrali BVB po raz pierwszy w Polsce. Ha! Pamiętny koncert 14.06.2012r.

A teraz miałam jakieś 2 miesiące do Obersów. I znowu straciłam rachubę czasu.
Od połowy lutego przechodziłam zdecydowanie gorszy okres.Co gorsza po incydencie, na początku marca w szkole, moja klasa dowiedziała się, że jestem w dość kiepskim stanie. Jednocześnie zaczęłam się starać o terapię i chodziłam na konsultacje. Trzy spotkania i potem przerwa i dopiero pod koniec kwietnia ruszyła terapia.

Kiedy się zorientowałam, że jest dzień koncertu znowu nie byłam w stanie iść do szkoły. Chcąc uniknąć korków wybrałam dojazd od WUM-u. Byłam pewna, że się spóźnię, bo koncert miał się zacząć o 19:30. Na szczęście znowu tak jak w grudniu było opóźnienie, dzięki czemu niczego nie przegapiłam. Tego dnia zaskoczyła mnie informacja o wyrzuceniu Bronka z zespołu. "Przecież on jest gitarą prowadzącą! No jak tak grać z jedną gitarą?" Potem się okazało, że doszedł nowy klawiszowiec, a Jacek będzie grać na gitarze. Początkowo miałam mieszane uczucia. W końcu mam słabość do pianistów, a ten teraz się za gitarę zabiera? Z drugiej strony to oznaczało, że będzie stał bliżej publiki! Pojechałam "1" na Banacha z małym bananem na twarzy.

Kiedy zaczął się set Oberschlesien i pierwsze dźwięki "Szoli" miałam łzy w oczach. Nie wiem dlaczego. Ale zdecydowanie moja chwiejność emocjonalna nie pomagała mi w trakcie koncertu. Jestem podatna na przechwytywanie uczuć od innych ludzi. To nie zawsze wychodzi na dobre, ale jeśli ktoś ma problem to jestem w stanie mu pomóc i wczuć się w jego sytuację. Koncert pamiętam urywkowo, ale istotniejsze momenty mocno tkwią w pamięci. Polecam każdemu koncert Oberschlesien. Taką rodzinną atmosferę czułam tylko na koncercie Ewki. Z każdym pogadać się da jak ze starym kumplem. Ja poluję na możliwość wybrania się na koncert na Śląsk. Trzeba choć raz przeżyć To na ich ziemi.

Zdecydowanie lepiej się czuję na koncertach niż na zakupach. Czyste emocje.. :)